czwartek, 28 lipca 2016

Samookaleczanie i moja depresja

Postanowiłam jednak dziś zrobić post.Na temat mojej przygody z tym wszystkim.

Może zacznę od początku.Od dziecka moja rodzina miała problemy. Ciągłe krzyki, huk tłuczonego szkła. Wychowywałam się po prostu w dziczy. Oczywiście wiem,że w każdym domu są awantury,ale u mnie  potrafiły one być nawet 3 razy w tygodniu. Do dziś one trwają,ale już jest lepiej i są spokojniejsze.W depresję nie wiem kiedy wpadłam. Rok temu,może więcej. Wiem,że przestałam sobie radzić z życiem i tym wszystkim 3 lata temu.Kiedy zginęła moja ciocia z którą miałam dobry kontakt. Cała rodzina była wstrząśnięta tym wydarzeniem. A teraz mam wrażenie jakby wszyscy zapomnieli. Zastanawiam się czasem czy chociaż przez chwilę o niej pomyślą. O tym czy jest tam u góry szczęśliwa. Napomniałam wcześniej,że mam problemy jeżeli chodzi o kontakty z rówieśnikami. Może i nie byłam gnębiona,ale często słyszałam wyzwiska w swoją stronę. To naprawdę boli jeżeli ktoś wyzywa cię od "pulpetów, idiotek, dziwek" nie mając do tego podstaw. W Podstawówce byłam strasznie zamkniętą osobą. Nie miałam przyjaciół,nie miałam z kim zrobić projektu, wyjść na dwór. W końcu zakolegowałam się z  jedną dziewczyną,która wprowadziła mnie w ten zły świat. W końcu z nią był mój pierwszy papieros,moje pierwsze piwo. Cieszyłam się wtedy,że ktoś zwrócił na mnie uwagę,myślałam,że robiąc te wszystkie rzeczy będę lubiana. Stałam się wulgarna, często przeklinałam. Udawałam kogoś kim wcale nie byłam. Później skończyła się podstawówka, a ja zaczęłam gimnazjum. Z moja koleżanką nadal utrzymywałam kontakt. Olałam naukę zaczęłam się z nią szlajać myśląc,że tak wygląda prawdziwe życie. Wychodziłam o 8 rano,a wracałam po 22. Do szkoły rzadko kiedy chodziłam. W końcu któregoś dnia oddaliłyśmy się od siebie, a ja znów stałam się zamkniętą dziewczyną. W szkole byłam pośmiewiskiem, zaczęło się wszystko to co było w podstawówce. Wyzwiska,śmiechy,poniżanie. Jest jedna rzecz,którą zawdzięczam mojej byłej koleżance. Nauczyła mnie tego abym przy nich nie okazywała tego jak bardzo mnie to wszystko boli. Robiłam tak, tłumiąc w sobie emocje. Rodzinne awantury pogarszały sytuację,a ja przychodząc rano do szkoły miałam już dość.Pewnego dnia zupełnie przypadkiem weszłam na Tumblr, uwierzcie mi nigdy wcześniej na to nie wchodziłam. Zaczęłam go przeglądać widząc smutne zdjęcie. Spodobało mi się bardzo jedno, była na nich dziewczyna z pociętą ręką. Następnego dnia znów to samo, wyzwiska,śmiechy poniżanie. Brałam wtedy kąpiel, pielęgnowałam swoje ciało maszynką do golenia. Przypomniałam sobie to zdjęcie, zjechałam nią na udo,wbiłam zjeżdżając na skos. Zrobiłam sobie tylko jedną ranę z której ciekła krew. Czułam się wtedy tak dobrze,czułam się jak ptak. Mój umysł był wolny,wszystkie emocje wyparowały a ja w końcu dałam upust. Nie robiłam tego często, może raz na 2 miesiące jedną ranę gdy już nie dawałam rady. Robiłam to na udzie by nikt nie zobaczył. w 2 klasie zwróciłam uwagę na pewnego chłopaka. Zaczął mi się podobać a jego uśmiech sprawiał mi radość, ale niestety on miał dziewczynę. Pogrążałam się coraz bardziej w smutku,myśląc dlaczego nie mogę z nim być. W końcu wyznałam mu swoje uczucia... za parę dni wiedziała o tym cała szkoła. Było mi naprawdę przykro z tego powodu. Czułam się zraniona, czułam się jak nieudacznik,jak nic nie znaczący śmieć. Odnowiłam kontakty z moją starą koleżanką. Znów zaczęłam się szlajać palić papierosy,spożywać alkohol. Po którejś awanturze rodziców, nie wytrzymałam i zamiast zrobić to na udzie zrobiłam jedną kreseczkę na ręce. Nie na nadgarstku,ale niedaleko łokcia. Zaczęło się od małych niewinnych kresek na ręce. Nikt nie zauważał bo chodziłam w bluzach. Robiłam to bardzo często,w pewnym momencie stało się to moja rutyną. Stałam się od tego uzależniona. Nie umiałam wytrzymać tydzień bez żyletki
       
                                              Moja ręka parę miesięcy temu  
Każdego dnia pogrążałam się coraz bardziej w smutku. Nie wychodziłam z pokoju. Przestałam utrzymywać kontakt z moją koleżanką,która miała na mnie zły wpływ. Siedziałam w nim słuchając muzyki i myśląc o śmierci. Nie rozmawiałam z rodzicami,którzy zbytnio nie zwracali na mnie uwagi bo mieli własne problemy.
Najgorsze były poranki. Te lęki zaczynałam się pocić a mój umysł stawał się klatką z której nie było ucieczki. Miałam trudność aby wstać,aby się ubrać, sztucznie się uśmiechać. Każdy dzień był dla mnie męką, nawet zwykłe sznurowanie butów sprawiało mi trudność. W szkole udawałam szczęśliwą,w domu to samo. Chodziłam uśmiechnięta,jedynie w nocy zdejmowałam maskę płacząc w poduszkę. Chce powiedzieć,że kiedy to wszystko nas przerasta,kiedy nie mamy już siły. Siły do tego by chociaż udawać,że jest dobrze by udawać szczęśliwych, wtedy przestajemy żyć. Powoli umieramy, z każdym dniem malutka cząsteczka nas obumiera. Samookaleczenie się było dla mnie jedynym sposobem na przetrwanie. W końcu zaczęła się wiosna, a ja musiałam przestać chodzić w bluzach. Rówieśnicy zaczęli mnie wyzywać od " Pojebanej, chorej psychiczne " widząc moją rękę. Oni nie zdają sobie sprawy,że każde ich wyzwisko,każdy ich zły czyn sprawiał,że ja coraz bardziej się gubiłam. Ludzie są tak ślepi, tak łatwo wyrobili sobie o mnie zdanie. " O idzie ta świrnięta laska, która na wszystko ma wyjebane" tak łatwo wyrabiają sobie o Ciebie zdanie nawet cię nie znając. Myślą,że jesteś szczęśliwa a w środku krzyczysz ze smutku z tej bezsilności. Nie było nikogo kiedy wołałam o pomoc, kiedy moje życie przestawało mieć sens. Patrzałam na nich z nienawiścią, na te ich uśmiechy, tą radość z krzywdzenia innych. Nauczyciele sami nie zwracali uwagi na moje problemy. Ilekroć płakałam na lekcji, nikt nawet się tym nie przejął. Pogorszyłam się w nauce do tego stopnia,że byłam zagrożona z wielu przedmiotów. Robiłam to codziennie, codziennie szpeciłam swoje ciało dając upust emocją. Kiedy było źle,kiedy wszystko rozrywało mnie od środka. Te bezsenne noce w których widziałam siebie skaczącą z mostu, to wszystko niszczyło moją psychikę. Depresja powoli mnie wykańczała. Potrafiłam rozpłakać się nawet,kiedy upuściłam łyżeczkę na podłogę. Jadłam mało,były dni ,kiedy nie jadłam 2 dni. Bolała mnie wtedy strasznie głowa,ciągle mi się w niej kręciło a mój żołądek był rozrywany od środka. Chciałam umrzeć,nie chciałam już słyszeć krzyków rodziców, wyzwisk. Oprócz ręki, raniłam też swoje biodra, uda, a nawet kark,mogłam wtedy rany zasłonić włosami.

 Pewnego razu,zupełnie przypadkiem przesłuchałam piosenkę "Zutter" zespołu BigBang. Podrzucam link https://www.youtube.com/watch?v=D8t8A8E_Tqc . Moja pierwsza Kpopowa piosenka. Spodobało mi się, zagłębiłam się w świat Azji, Korei. W końcu znalazłam swojego Ub, którym do teraz jest Min YoonGi. Dzięki tej muzyce,tej kulturze stawałam się szczęśliwsza, coraz mniej się okaleczałam. Zaczęłam marzyć, marzyć o spotkaniu z osobą ,która tak dużo mi pomogła( ale to już w innym poście). W połowie 3 gimnazjum , zakolegowałam się z pewną dziewczyną. Była ona z przeciwnej klasy, zawsze uśmiechnięta. Często żartowała, miała do siebie dystans. Tak też myśleli wszyscy,ale ja ją poznałam, prawdziwą ją,która też ma problemy i jest podobna do mnie. Zaczęłyśmy się wspierać.... ustalać sobie cele, ile wytrzymamy bez żyletki. Dzięki niej zaczęłam się uśmiechać, a ona sprawiała,że miałam siłę walki. Któregoś dnia moja mama zauważyła moją rękę. Zaczęła się wydzierać, że jestem jakaś chora. Wpierałam jej wtedy,że przewróciłam się na płot. Uwierzyła. Kilka miesięcy później w sklepie,kiedy wybierałam puder. Moja cienka bluzeczka się podniosła, a mama znów zauważyła rękę. Znów to samo zaczęła się wydzierać, że jestem chora a ja jej wtedy obiecałam,że nigdy więcej tego nie zrobię. Awantury w domu nie ustępowały, mój brat miał dalej problemy. A ja miałam moją przyjaciółkę, miałam mojego Ultimate bias(  twój ulubieniec spośród wszystkich zespołów) dzięki którym miałam siłę walki. Robiłam to dalej,ale powoli przestawałam. Znów któregoś dnia moja mama zobaczyła mi rękę. Znów się wydzierała, a ja cała zapłakana nie wiedziałam co mam robić. Przecież jak powie tacie to on mnie zabije,w mojej głowie były ciągle te myśli. W końcu pierwszy raz,pierwszy raz od dawna ze mną porozmawiała. Wytłumaczyłam jej wszystko. Powiedziałam jej,że nie mam siły by żyć,że każdy dzień jest dla mnie trudny. Moja mama zapisała mnie do psychologa oczywiście nadal czekam na 1 wizytę. Zaczęła mnie wspierać. Teraz mam 3 osoby,które dają mi siłę do walki.

Dziś już tego nie robię. Sięgam po żyletkę rzadko, robię wtedy jedną kreskę opamiętując się. Zaczęłam wychodzić na dwór, spotykać się z moją najlepszą przyjaciółką. Dogaduję się lepiej z mamą, ale wciąż przed nami długa droga. Jeżeli chodzi o moją depresję, mam ją dalej. Myśli samobójcze czasem się pojawiają,ale to już rzadkość. Nadal jestem nieszczęśliwa, pogrążona w tym smutku, ale wszystko zmierza ku dobrej drodze. Będę chodzić teraz do technikum więc mam nadzieję,że tam zacznę wszystko do nowa.

                      Moja ręka teraz. Nadal widać blizny





Po co ten post?  Po to aby wam pokazać,że żyletka nie jest rozwiązaniem. Proszę nie tłumcie w sobie emocji. Powiedźcie o nich komuś. Jeżeli już nie macie komu to załóżcie bloga na którym będziecie wylewać emocje.Jeżeli kiedyś zauważycie osobę,która ma pocięte ręce,zareagujcie. Powiedźcie o tym komuś,uwierzcie mi,że takie osoby wołają w ten sposób o pomoc. Wiem,że to wszystko wydaje się bez sensem,że życie nie ma sensu,ale czy ranienie siebie daje tak naprawdę upust? Otóż nie, daje upust tylko na chwilę, a później jest coraz gorzej. Uzależniasz się od tego jak od papierosów,narkotyków. To naprawdę nie jest rozwiązanie, wiem,że nie masz siły, nie masz siły nawet na uśmiech. Wszystko sprawia ci trudność, masz ochotę zniknąć, zasnąć i nigdy się nie obudzić Każdy skrawek twojego ciała boli cię niemiłosiernie. Każdy najmniejszy ruch sprawia ci ból fizyczny, jak i psychiczny.Znam doskonale te uczucie, ale uwierz warto walczyć. Nie można się poddać, po każdej burzy jest tęcza. Musisz znaleźć coś, jakąś małą rzecz która sprawia ci radość. Dzięki,której będziesz miał siłę do walki. Nadal masz ochotę chodzić w bluzach? wymigiwać się od pytań ciekawskich ludzi? Jutro jest nowy dzień. Jutro jest nowy dzień,aby coś zmienić w swoim życiu. Wyrzucić żyletę, wyrzucić tą fałszywą przyjaciółkę. Jutro jest nowy dzień, aby stawać się szczęśliwszym, aby wyjść na dwór. Spojrzeć w niebo, na piękne słońce. Poczuć ten wiatr,usłyszeć ten śpiew ptaków i po prostu zacząć żyć.


     Pokaż wszystkim,że się mylili, jesteś dużo wart. Zacznij żyć!

1 komentarz: